czwartek, 24 września 2015

Iggy & The Stooges - Ready to Die – recenzja

Iggy Pop wyznał kiedyś, że zawsze był nudystą i nie przepada za ubraniami. Teraz półnagi ogłasza, że jest gotowy na śmierć. Czyżby?




Iggy Pop, kolejny z moich wizerunkowych ulubieńców na „starość” jak widać świetnie się bawi. A pomyśleć, że kiedyś jako młodzieniec grał sobie na perkusji, nie z żadnymi „ofiarami” czy „popychadłami” (ang. „stooges”) tylko z grupą, zwaną The Iguanas. Serio, kupujecie to, zespół który miał zrewolucjonizować muzykę popularną miałby nazywać się Iguanas? Podobnie z Iggym, wyobrażacie sobie żebyśmy dziś mówili o protoplaście punka, używając jego prawdziwego imienia i nazwiska, mianowicie – James Osterberg. Otóż to…

Już nazwa zespołu, który zapisał się w historii rocka oraz pseudonim artystyczny lidera mają istotne znaczenie dla ich kariery. Iguana, jak początkowo szydercy nazywali Amerykanina stał się Iggym, w dodatku Pop-em i rozpoczął przekraczanie granic oraz burzenie dotychczasowych barier. Jak błyskotliwie zauważył Paul Trynka, autor biografii „Open Up & Bleed” w czasie, gdy Iggy niszczył granice „między pierwotnym szaleństwem a ideą czystej sztuki, Marilyn Manson bawił się jeszcze w pampersach swoim siusiakiem”. 

Otrzymaliśmy kolejny, interesujący muzyczny obiekt. Możemy płytę „Ready to Die” analizować "kawałek" po "kawałku", ale nie to jest moim zamiarem. Ciekawszy jest tutaj bohater - od dawna uznawany za legendę, mógłby właściwie tylko opowiadać pikantne historie ze swojego życia, udzielać wywiadów-oceanów i zbierać laury.

A tu nie ma lekko, Amerykanin daje pełne szalonej energii koncerty i nagrywa interesujące, choć bardzo osobliwe albumy, niedawno solowy krążek „Après” z dość komicznymi aranżacjami rozmaitych przebojów, a tym razem wraz z The Stooges - „Ready to Die”. Dostajemy na najnowszym wydawnictwie chwytliwe, proste riffy, melodyjne refreny, instrumentalne brzmienia, będące echem Franka Zappy czy Davida Bowiego oraz przepełnione sarkazmem Iggy'ego teksty - z tej półki warto posłuchać m.in. „Sex and Money”, „Job”, czy wprowadzającego w lekko hipnotyczny trans „Burn”.

Usłyszymy też głębokie, "życiowe" historie z ożywczym podkładem muzycznym, np. w „Dirty Deal” oraz ballady! Tak, ballady są najbardziej rozbrajające, szczególnie „Unfriendly World”, dźwiękowo-słowna komedia. Przy „The Departed” cyniczni wrażliwcy, mający jeszcze kaca może uronią łzę, ale kto zna historię Iggy'ego ten pewnie lekko się uśmiechnie i pogrąży w "zadumie" przy tym utworze.

Tekstowy majstersztyk „Dd’s” wzbogacony dodatkowo wyraźnym beatem i basem, pełen feelingu mógłby natomiast stać się obiektem dogłębnej analizy teoretyków kultury, szczególnie pasjonatów szkoły psychoanalitycznej, dlaczego? Najlepiej zacytujmy klasyka - autentyka: I'm on my knees for those DD's, Why tell a lie, I am stupefied i jeszcze, wieńcząca pieśń - filozoficzna, niemal mistyczna apostrofa do Boga: God, you're no freud, These are my toys. Think about them every night and day. Otóż to - Maestro Pop.




7/10
Ready to Die
Iggy & The Stooges
Rok: 2013
Dystrybutor: Mystic Production
Fot. Materiały prasowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz