środa, 4 listopada 2015

Binder - Cztery - recenzja

„Tyle czeka na zrobienie/ Tyle ważnych jest spraw/ Tylko jakoś czasu na nie brak…” – tymi wersami rozpoczyna się utwór „Dobry Dzień” z minialbumu, debiutującego zespołu Binder. Czy warto poświęcić trochę tego cennego czasu na zapoznanie się z premierowym materiałem, zebranym na krążku zatytułowanym „Cztery”?




„Cztery” to przemyślany koncept. Tytuł wydawnictwa koresponduje z interesującą i gustowną okładką, grafikę kojarzącą się z kompasem odczytywać można jako nawiązanie do czterech stron Polski, z których podobno pochodzą autorzy tej płyty. Oczywiście, muzyków również jest czworo: Patrycja Porc, odpowiadająca za partie wokalne, Maciej Nowak – perkusista, Maciej Zyzak – gitarzysta oraz basista - Krzysztof Sabuda. Kobiety w rockowych składach nie mają łatwo, branża wciąż zdominowana jest przez mężczyzn, a świat rocka, jak stwierdziła w niedawno opublikowanym na łamach magazynu „Teraz Rock”, interesującym wywiadzie Tori Amos to „twardy świat”, który „nie jest miejscem dla kobiet” (Teraz Rock, nr 9 [151], 2015, s. 55). Jak zatem na tle zespołu, a także polskiej kultury rockowej wypada wokalistka grupy Binder? I czy sam zespół wnosi do tej kultury jakiś przejmujący, istotny pierwiastek?

cztery elementy, na które warto zwrócić uwagę. Po pierwsze – postać wspomnianej już Patrycji Porc, w której wokalu odnajdziemy szczerość, pasję, ale też bezkompromisowość. W utworze „ASPI” padają zresztą słowa: „Nie oceniaj – patrz/ Muzyka we mnie płynie” – nie będę więc się sprzeciwiał i przejdę do drugiego aspektu.

Chodzi o kultywowanie rock’n’rollowej tradycji. Szacunek dla kanonu rocka słychać w każdym utworze, najwięcej odnajdziemy tutaj komponentów pochodzących z estetyki blues rocka. Brzmią w tej muzyce inspiracje protoplastami rocka - grupami, takimi jak Led Zeppelin, Deep Purple czy Jefferson Airplane, oczywiste są także nawiązania do twórczości Jimiego Hendrixa, Janis Joplin, jak i do polskiej sceny (BreakoutRusowicz).

Trzeci aspekt dotyczy idei. W Polsce "przebicie" się z muzyką, którą tworzy, m.in. zespół Binder do świadomości, tzw. szerokiej publiczności jest niezwykle trudne. W telewizji kanały muzyczne są zdominowane przez nurt disco polo, ewentualnie emitowane są najnowsze, „modne” teledyski lub denne programy typu „reality show”. Z radiami jest trochę lepiej, choć niełatwo tam trafić początkującym w branży zespołom, a prasy muzycznej u nas, jak na lekarstwo. Pozostaje Internet, który w teorii daje olbrzymie możliwości promocyjne,  niestety w praktyce jest nieokiełznanym śmietniskiem, w którym rzeczy wartościowe mieszają się z treściami nonsensownymi – i te drugie najczęściej mają zdecydowanie większy zasięg.

Wracając jednak do idei i samej muzyki – w tym miejscu muszą one zostać docenione. Kapitalny utwór „Strach przed lataniem” to moim zdaniem pełen mocy hit grupy Binder, świetny drive, kompozycja zapisująca się w pamięci i doskonałe zgranie instrumentów z damskim wokalem. W „Dobry Dzień” jest bardziej nastrojowo, utwór kojarzy się z dokonaniami O.N.A. i choć w drugiej części, przy przyśpieszonej partii wokalnej mógłby zostać nagrany staranniej – to jednak broni się jako całość. „Sen” to gitarowe, klasyczne i dobre granie, zaś „Aspi” to chwytliwa i niepokorna kompozycja - energiczna, szczera, zapewne na żywo jeszcze lepiej rokująca i kopiąca niż w wersji płytowej.

Jako czwarty punkt warto wyróżnić pomysł - symboliczna okładka, tytuł, ciekawe teksty - wszystko sprawnie się uzupełnia. Naturalnie jest jeszcze nad czym pracować, przede wszystkim 4 utwory to tylko przedsmak, wstęp do pełnej, zamkniętej całości, która powinna w przyszłości się ukazać. Dookreślenie brzmienia, wyróżnienie się na tle innych grup to zadania, które stoją przed każdym debiutującym zespołem. Kolejna sprawa to wizerunek. Jako sympatyk charakterystycznych postaci rocka, wciąż szukam w polskiej przestrzeni muzycznej rozpoznawalnych sylwetek - jest ich kilka, ale wśród początkujących w branży twórców - tendencja zmierza do przestylizowania lub nijakości. Oczywiście, kolejna kwestia to zespół w akcji - scena zawsze weryfikuje "charakter" wykonawcy.

Warto śledzić działalność grupy Binder, z czasem muzycy z pewnością będą coraz lepsi, a umiejętności im nie brakuje. Życzę zespołowi nagrania longplaya - taka muzyka inspirowana latami sześćdziesiątymi znakomicie brzmiałaby szczególnie odtworzona z płyty winylowej. Życzę też tego, na co często zwraca uwagę w wywiadach, dotyczących działalności muzycznej młodych zespołów nieprzejednany Lemmy Kilmister - po prostu szczęścia

8/10
Cztery
Binder
Rok: 2015
Grünberg Productions
Fot. Materiały prasowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz