„Tyle czeka na zrobienie/ Tyle ważnych jest spraw/ Tylko
jakoś czasu na nie brak…” – tymi wersami rozpoczyna się utwór „Dobry Dzień” z
minialbumu, debiutującego zespołu Binder. Czy warto poświęcić trochę tego cennego czasu na zapoznanie się z premierowym materiałem, zebranym na krążku
zatytułowanym „Cztery”?
„Cztery” to przemyślany koncept. Tytuł wydawnictwa
koresponduje z interesującą i gustowną okładką, grafikę kojarzącą się z
kompasem odczytywać można jako nawiązanie do czterech stron Polski, z których podobno
pochodzą autorzy tej płyty. Oczywiście, muzyków również jest czworo: Patrycja Porc,
odpowiadająca za partie wokalne, Maciej Nowak – perkusista, Maciej Zyzak –
gitarzysta oraz basista - Krzysztof Sabuda. Kobiety w rockowych składach nie mają
łatwo, branża wciąż zdominowana jest przez mężczyzn, a świat rocka, jak
stwierdziła w niedawno opublikowanym na łamach magazynu „Teraz Rock”,
interesującym wywiadzie Tori Amos to „twardy świat”, który „nie jest miejscem
dla kobiet” (Teraz Rock, nr 9 [151], 2015, s. 55). Jak zatem na tle zespołu, a także polskiej kultury rockowej wypada wokalistka grupy Binder? I czy sam
zespół wnosi do tej kultury jakiś przejmujący, istotny pierwiastek?
Są cztery elementy, na które warto zwrócić uwagę. Po
pierwsze – postać wspomnianej już Patrycji Porc, w której wokalu odnajdziemy szczerość,
pasję, ale też bezkompromisowość. W utworze „ASPI” padają zresztą słowa: „Nie
oceniaj – patrz/ Muzyka we mnie płynie” – nie będę więc się sprzeciwiał i
przejdę do drugiego aspektu.
Chodzi o kultywowanie rock’n’rollowej tradycji. Szacunek dla
kanonu rocka słychać w każdym utworze, najwięcej odnajdziemy tutaj komponentów pochodzących z estetyki
blues rocka. Brzmią w tej muzyce inspiracje protoplastami rocka - grupami, takimi jak Led Zeppelin,
Deep Purple czy Jefferson Airplane, oczywiste są także nawiązania do twórczości
Jimiego Hendrixa, Janis Joplin, jak i do polskiej sceny (Breakout, Rusowicz).
Trzeci aspekt dotyczy idei. W Polsce "przebicie" się z muzyką,
którą tworzy, m.in. zespół Binder do świadomości, tzw. szerokiej publiczności jest
niezwykle trudne. W telewizji kanały muzyczne są zdominowane przez nurt disco
polo, ewentualnie emitowane są najnowsze, „modne” teledyski lub denne programy
typu „reality show”. Z radiami jest trochę lepiej, choć niełatwo tam
trafić początkującym w branży zespołom, a prasy muzycznej u nas, jak na
lekarstwo. Pozostaje Internet, który w teorii daje olbrzymie możliwości
promocyjne, niestety w praktyce jest
nieokiełznanym śmietniskiem, w którym rzeczy wartościowe mieszają się z
treściami nonsensownymi – i te drugie najczęściej mają zdecydowanie większy
zasięg.
Wracając jednak do idei i samej muzyki – w tym miejscu muszą
one zostać docenione. Kapitalny utwór „Strach przed lataniem” to moim zdaniem pełen
mocy hit grupy Binder, świetny drive, kompozycja zapisująca się w pamięci i doskonałe
zgranie instrumentów z damskim wokalem. W „Dobry Dzień” jest bardziej
nastrojowo, utwór kojarzy się z dokonaniami O.N.A. i choć w drugiej części,
przy przyśpieszonej partii wokalnej mógłby zostać nagrany staranniej – to
jednak broni się jako całość. „Sen” to gitarowe, klasyczne i dobre granie, zaś „Aspi” to chwytliwa i niepokorna kompozycja - energiczna, szczera, zapewne na
żywo jeszcze lepiej rokująca i kopiąca niż w wersji płytowej.
Jako czwarty punkt warto wyróżnić pomysł - symboliczna okładka, tytuł, ciekawe teksty - wszystko sprawnie się uzupełnia. Naturalnie jest jeszcze nad czym pracować, przede wszystkim 4 utwory to tylko przedsmak, wstęp do pełnej, zamkniętej całości, która powinna w przyszłości się ukazać. Dookreślenie brzmienia, wyróżnienie się na tle innych grup to zadania, które stoją przed każdym debiutującym zespołem. Kolejna sprawa to wizerunek. Jako sympatyk charakterystycznych postaci rocka, wciąż szukam w polskiej przestrzeni muzycznej rozpoznawalnych sylwetek - jest ich kilka, ale wśród początkujących w branży twórców - tendencja zmierza do przestylizowania lub nijakości. Oczywiście, kolejna kwestia to zespół w akcji - scena zawsze weryfikuje "charakter" wykonawcy.
Warto śledzić działalność grupy Binder, z czasem muzycy z pewnością będą coraz lepsi, a umiejętności im nie brakuje. Życzę zespołowi nagrania longplaya - taka muzyka inspirowana latami sześćdziesiątymi znakomicie brzmiałaby szczególnie odtworzona z płyty winylowej. Życzę też tego, na co często zwraca uwagę w wywiadach, dotyczących działalności muzycznej młodych zespołów nieprzejednany Lemmy Kilmister - po prostu szczęścia.
8/10
Cztery
Binder
Rok: 2015
Grünberg Productions
Fot. Materiały prasowe.