Latynoski król gitary powraca z kolejnym bardzo dobrym studyjnym albumem oznaczonym symbolicznie liczbą IV.
Tytuł podobnie, jak i (w pewnym stopniu) zawartość płyty nawiązują do "części III" nagranej w kultowym już dziś składzie osobowym, z takimi muzykami jak Gregg Rolie, Neal Schon, Michael Carabello, Michael Schrieve i - rzecz jasna - niepowtarzalny Carlos. Ekspresyjna okładka to natomiast aluzja do "Jedynki" Santany.
Owe twórcze nawiązania do swej wcześniejszej działalności artystycznej, uczenie nazywane autointertekstualnością - w przypadku tej postaci nie dziwią, a wręcz cieszą. Bo cóż innego robić powinna ikona muzyki rockowej (i nie tylko), jak nie pielęgnować swojej techniki, stylu, oryginalności, brzmienia - sztuki wypracowanej przez długie lata?
Santana wraz z kolegami nagrał płytę, która znakomicie sprawdzi się, zarówno w sytuacji, w której słuchaczem będzie osoba wcześniej zupełnie nieznająca twórczości wirtuoza, jak i wieloletni miłośnik działalności słynnego gitarzysty. Przychylnie nastawiony odbiorca odnajdzie na "Czwórce" wszystkie satysfakcjonujące, sprawdzone santanowskie elementy: znakomite gitarowe solówki ("Anywhere You Want To Go"), latynoskie ornamenty ("Yambu", "Come As You Are", "Choo Choo"), dialog z rockową tradycją, zwłaszcza ze stylistyką Led Zeppelin ("Shake It") czy Fleetwood Mac, przyjemne melodie oraz - przede wszystkim - energię, szczęście i radość z uprawiania nieskrępowanej muzyki.
Santana jest w świetnej formie, fakt ten cieszy szczególnie w kontekście ostatnich miesięcy, tak nieszczęśliwych dla kultury rocka. Pozostaje życzyć muzykowi zdrowia, bo chęci i pasji do tworzenia, o czym najlepiej świadczy "Santana IV" - artyście nie brakuje.
Recenzja publikowana była wcześniej w serwisie Magazynu Gitarzysta - tutaj. Zapraszam!
Santana jest w świetnej formie, fakt ten cieszy szczególnie w kontekście ostatnich miesięcy, tak nieszczęśliwych dla kultury rocka. Pozostaje życzyć muzykowi zdrowia, bo chęci i pasji do tworzenia, o czym najlepiej świadczy "Santana IV" - artyście nie brakuje.
Recenzja publikowana była wcześniej w serwisie Magazynu Gitarzysta - tutaj. Zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz